Poniżej tragiczna historia z 1932 roku. Tekst stworzony na podstawie ówczesnych gazet. Wrzucam to do działu Świętochłowice, bo tytułowy bohater ze Świętochłowic a końcowa akcja miała miejsce na ulicach miasta.
8 marca 1932
Żonaty od roku, pochodzący z Radzionkowa 27-letni ślusarz zamieszkały w Świętochłowicach, zabiera żonie ukryte oszczędności i o godz. 8.30 wychodzi z domu. Przez pobliskie Nowe Hajduki kieruje się w stronę Królewskiej Huty (obecnie Chorzów Centrum), w celu wydania pieniędzy w pobliskich knajpach.
Około godziny 11-tej ulicą Dąbrowskiego w Królewskiej Hucie przechodzą dwie dziewczynki, 7-letnia Erna Pasiekówna, córka hutnika Konstantego Pasieki, zamieszkałego w królewskiej Hucie przy ul. Reden 9 (dzisiejsza Karpińskiego w Chorzowie) i 8-letnia Magdalena Klimowiczówna, zamieszkała przy ul. Redena 13. Obie dziewczynki opuściły właśnie szkołę nr XVIII i zmierzają do domu. Są skromnie ubrane, niosą torby szkolne, do których przyczepione są garnuszki. W pewnej chwili podchodzi do nich jakiś nieznajomy mężczyzna, odziany w czarną kurtkę, nawiązuje z nimi rozmowę po czym bierze obie dziewczynki za ręce i obiecując kupić im cukierków prowadzi ulicą Dąbrowskiego, a następnie Hajducką w kierunku Wielkich Hajduk (Chorzów Batory). Uszedłszy kawałek drogi, nieznajomy każe jednej dziewczynce pójść do pobliskiego kiosku po papierosy. Być może tym sposobem chce on pozbyć się jednej z nich, by móc łatwiej uprowadzić drugą. Dziewczynki nie chcą jednak wykonać jego polecenia, wobec czego tajemniczy mężczyzna prowadzi je dalej, prosząc by poszły z nim na spacer. Biedne dzieci skuszone obietnicą otrzymania łakoci bez protestu dają się prowadzić nieznajomemu. Gdy dochodzą do Wielkich Hajduk, zrobiwszy około 5 kilometrów drogi mężczyzna zatrzymuje się i każe dziewczynkom czekać na siebie przy tunelu obok dworca kolejowego, sam zaś udaje się do sklepu po słodycze. Obdarzywszy dzieci cukierkami ananasowymi bierze je za ręce i drogą obok kościoła w Wielkich Hajdukach, a następnie ulicą Kościelną (ul. Stefana Batorego) poprowadził je za miasto w stronę Pól Kochłowickich (tereny dzisiejszej S. Batorego za starym cmentarzem).
Kilkaset metrów poza obrębem Wielkich Hajduk, niedaleko huty Bismarka (huta Batory), leżą te pola. Na nich rozciągają się działki uprawne, tak zwane ogródki schreberowskie, należące przeważnie do zamieszkałych w Wielkich Hajdukach i okolicy hutników. Ogródki te odległe od domów mieszkalnych są w zimie zupełnie opuszczone i opustoszałe. Każdy z takich ogródków posiada pośrodku altankę w rodzaju małej drewnianej lub murowanej chatki i ogrodzony jest wysokim płotem. Nieznajomy wybiera sobie jedną z takich właśnie altanek, znajdującą się w ogródku należącym do niejakiego Wilhelma Prawdy z Kochłowic. Jest pora obiadowa, nigdzie żywego ducha, a więc czas i okoliczności sprzyjają.
Dziwnym się wydaje, że dziewczynki dają się tak daleko zaprowadzić, że nieznany mężczyzna, ciągnący je w odludne miejsce za miasto, tak bardzo odległe od ich domów rodzinnych, nie wzbudza w nich żadnego podejrzenia.
W zacisznym i ustronnym miejscu, wyrwawszy z płotu dwie sztachety przez powstały w ten sposób otwór wciąga dziewczynki do ogródka i wprowadza je do altanki. Po groźbą zabicia zmusza Magdę do rozebrania się i dokonuje na niej gwałtu. Erna Pasiekówna widząc co się dzieje, zaczyna głośno płakać. Mężczyzna obawiając się, by płacz dziecka nie został przez kogoś usłyszany i nie sprowadził pomocy, chwyta ciężki dębowy kij i uderza nim dwukrotnie dziewczynkę w głowę łamiąc czaszkę. Dziecko pada na ziemię nieprzytomne, z ust i nosa płynie krew.
Ubrany w czarną kurtkę, bez kołnierzyka mężczyzna wybiega z altanki i zawiesza sukienkę i torbę szkolną drugiej dziewczynki wysoko na płocie, żeby dziecko nie mogło opuścić ogródka i wezwać pomocy. Niezauważony przez nikogo ucieka w nieznanym kierunku.
8 marca 1932, godz. 13.00
W swoim ogródku na terenie pól kochłowickich pracuje Augustyn Lasota, pierwszy walcarz z huty Bismarka. Jego ogródek znajduje się o kilkanaście metrów od ogródka Prawdy. Lasota zajęty pracą i odwrócony tyłem, nie zauważa niczego podejrzanego. Nagle jego uszu dochodzi rozpaczliwy krzyk dziecka..
- Vater! Vater! Ratujcie! Erna zabito!
Odwraca się i w ogródku naprzeciwko na śniegu pod płotem widzi płaczącą i wzywającą pomocy dziewczynkę. - Kto cię seblyk? Kaj mosz kiecka?- krzyknął podbiegając do dziecka.
- Tam na płocie... taki czorny wielki chop, tam we laubie leży Erna zabito...- bełkotała Magda niezrozumiale, płacząc i drżąc na całym ciele z zimna.
Lasota bezzwłocznie donosi o wypadku policji, która zawiadamia rodziny ofiar. Niebawem nadchodzi dwóch znajomych hutników i przy ich pomocy Lasota odwozi Pasiekównę do mieszkania jej babki w Wielkich Hajdukach przy ulicy Szpitalnej 15, skąd odtransportowana zostaje do pobliskiego szpitala. Poinformowana policja zawiadamia rodziny, starsza dziewczynka zostaje odprowadzona do matki w Królewskiej Hucie. Lekarze stwierdzają u Pasiekównej i Klimowiczównej poważne obrażenia cielesne.
Bardziej poszkodowane dziecko nie odzyskuje przytomności. W szpitalu bbok drugiego od okna łóżka, przy drobniutkiej, wątłej szczupłej dziewczynce czuwają dwie pielęgniarki i ojciec nieszczęsnej ofiary. Dziecko, które straciło mowę i władanie jednej nogi, jęczy i przewraca się z boku na bok, wodzi błędnym wzrokiem dokoła. Dzień wcześniej nie poznawała nawet ojca, który ze łzami w oczach ściska teraz za rękę i woła po imieniu, chcąc przywrócić jej świadomość.
Śląska policja mobilizuje cały aparat śledczy w Królewskiej Hucie, Wielkich Hajdukach i Świętochłowicach, wysyłając do tych miejscowości najlepszych swoich wywiadowców.
Dochodzenia napotykają jednak na wielkie trudności. Zeznania Klimowiczównej są niejasne. Dziecko nie potrafi podać dokładnego rysopisu zbrodniarza. Uciekając, pozostawił on wprawdzie ślady na śniegu, lecz zanim na miejsce przybyła policja, ślady te przyprószył śnieg. Poza tym na miejscu wypadku znaleziono tylko kij, którym zbrodniarz uderzył Pasiekównę. Przesłuchano kilku robotników, pracujących w pobliżu. Lecz Ci nic podejrzanego nie widzieli i nie mogli zapodać żadnych szczegółów. Głowna Komenda Policji wyznacza nagrodę pieniężną w wysokości 400 zł dla tego, kto w jakikolwiek sposób przyczyni się do wyśledzenia i ujęcia zwyrodniałego zbrodniarza.
Dochodzenie prowadzi osobiście naczelnik wydziału śledczego w Katowicach Chomrański i komisarz Brodniewicz. Wpadają na myśl zbadania, czy w aktach policyjnych nie notowany jest podobny wypadek. Tym sposobem udaje się stwierdzić, że w roku 1929 niejaki Wiktor Ceglarek. Lat 27, żonaty, z zawodu ślusarz, zamieszkały w Świętochłowicach przy ulicy Czarnoleśnej 30 (dzisiejsza 1 mają), dopuścił się podobnej zbrodni na osobie 8-letniej Edyty Augustynowej ze Świętochłowic, za co skazany został na 6 miesięcy więzienia z zawieszeniem kary na 3 lata.
Mając te dane policja zwraca baczną uwagę na osobę Ceglarka. Wywiadowcy udają się do jego mieszkania. Jednak nie zastają go w domu. Stwierdzają, że Ceglarek w dniu popełnienia zbrodni o godzinie 8.30 rano opuścił mieszkanie, zabierając ze sobą oszczędności swej żony w kwocie 34 zł. Rozpoczynają się energiczne poszukiwania w całej okolicy.
10 marca 1932
Wiktor Ceglarek po dwóch dniach nieobecności wraca wieczorem do domu w Świętochłowicach. Noc spędza w mieszkaniu, po czym wczesnym rankiem o 6.15 następnego dnia zabiera ze sobą chleb i wychodzi, oświadczając żonie, że udaje się na policję.
11 marca 1932
O godz. 15.30 wywiadowcy spotykają w Świętochłowicach na ulicy Wolności (dzisiejsza Katowicka) osobnika, którego wygląd zgadzał się z opisem. Zatrzymany okazuje legitymację wystawioną na nazwisko Wiktora Ceglarka. W chwili aresztowania Ceglarek, zorientowawszy się w sytuacji błyskawicznym ruchem zrzuca z siebie kurtkę, wyrywa się z rąk policjantów i zaczyna uciekać. Ajenci puszczają się za nim w pościg. Z powodu ożywionego ruchu ulicznego i znajomości terenu udaje się podejrzanemu zgubić pościg. Na ulicy Cmentarnej w Świętochłowicach Ceglarek wpada do bramy jednego z domów robotniczych pod numerem 10. Początkowo mieszkańcy budynku nie chcą go zdradzić, myśląc że jest to jakiś przestępca polityczny – po wyjaśnieniu charakteru zbrodni, grono ludzi wskazuje którędy uciekł. Kierując się śladami zbiega, wywiadowcy wchodzą na dach bloku, na którym znajdował się Ceglarek. Zbrodniarz ujrzawszy ścigających go wywiadowców, zdaje sobie sprawę, że nie zdoła ujść, w pierwszej chwili zamierza skoczyć z dachu. Nie mając odwagi ryzykować życia, cofa się i widząc się osaczonym ze wszystkich stron skacze do jednego z najbliższych kominów. Opierając się łokciami i nogami, zsuwa się przewodem kominowym w dół aż do piwnicy. Tu wreszcie dopadają go wywiadowcy i aresztują. Obdartego i okrytego grubą warstwą sadzy zakuwają w kajdanki i odprowadzają do komisariatu policji.
W czasie przesłuchania w Wielkich Hajdukach Ceglarek początkowo wszystkiemu zaprzecza. Przewieziony następnie do Katowic i przesłuchiwany, w dalszym ciągu krzyżowych pytań zaczyna się wikłać. Gdy mu pokazano fotografie jego ofiar i przedstawiono niezbite dowody zbrodni, przyznaje się w końcu do winy. Na swoje usprawiedliwienie podaje Ceglarek, że krytycznego dnia był w stanie nietrzeźwym i że nie zdawał sobie sprawy z potworności swego czynu. Zostaje oddany do dyspozycji prokuratora. 14 marca 1932
Policja postanawia przeprowadzić eksperyment. W oznaczonym miejscu do stojącej ze swoją córką Klimowiczowej zajeżdża auto, z którego wysiada pierwszy Ceglarek, a za nim policja. Mała Klimkowiczówna na widok Ceglarka bledniei strwożona przytula się do matki, poznając w Ceglarku napastnika.
16 marca 1932
Na skutek odniesionych obrażeń, nie odzyskawszy przytomności umiera mała Erna Pasiekówna. 24 maja 1932
Przebywający od czterech tygodni w lublinieckim zakładzie Wiktor Ceglarek, sprawca bestialskiego gwałtu na Polach Kochłowickich dwóch dziewczynek z Królewskiej Huty zostaje poddany padaniom psychiatrycznym. Zostaje uznany za poczytalnego. Czynu swego dokonał po pijanemu. Po badaniu lekarskim władze sądowe nadają sprawie dalszy tok procesowy.
23 września 1932
W gmachu Sądu Okręgowego w Katowicach zalegają tłumy osób, pochodzących przeważnie z Królewskiej Huty, Świętochłowic, Wielkich Hajduk, Nowej Wsi (Ruda Śląska Wirek) i okolic. Wszyscy są żądni przysłuchać się procesowi Wiktora Ceglarka, który dopuścił się lubieżnych czynów na dwóch nieletnich dziewczynkach z Królewskiej Huty. Ze względu na seksualne podłoże rozprawa jest tajna. Na salę dopuszczeni są jedynie przedstawiciele prasy.
Po zajęciu miejsca dla oskarżonych przez Wiktora Ceglarka, którego przyprowadzono w asyście silnej eskorty policyjnej, na salę wchodzi trybunał. Przewodniczy rozprawie wiceprezes dr Radłowski w asyście sędziów dr Strzelczyka i dr Wanieka, oskarża prokurator dr Nowotny, broni oskarżonego z urzędu aplikant sądowy Piecha.
Jako świadków powołani są: 7-letnia Magda Klimczykówna, jej matka, ojciec jednej z ofiar mordercy Konstanty Pasieka, komisarz Brodniewicz, wywiadowca Adolf Rudniok, Augustyn Lasota i dr Zawadzki.
Wiktor Ceglarek, lat 29, żonaty, odpowiada za uraz cielesny z wynikiem śmiertelnym oraz dopuszczenie się czynów nierządnych na małoletnich. Powszechną uwagę zwraca na sali obecność żony oskarżonego, która z zainteresowaniem przysłuchuje się rozprawie.
Przewodniczący Sądu po odczytaniu aktu oskarżenia zwraca się do Ceglarka z zapytaniem, co ma do powiedzenia na swą obronę. Cyniczny zbrodniarz z całym tupetem oświadcza, iż nie zawinił wcale, iż nic nie wie o żadnych dziewczynkach, na których miałby się dopuścić gwałtu, względnie które miał rozebrać do naga i jedną z nich pobić.
Nie pomagają żadne groźby ani tłumaczenia ze strony sędziów, iż przyznanie się do winy może zmniejszyć mu karę. Ceglarek uparcie zaprzecza wszelkim twierdzeniom świadków, mimo iż sam plątał się w zeznaniach, mimo iż na śledztwie przyznał się do popełnienia zbrodni, mimo iż konfrontacja z jedną z ofiar dała pozytywny wynik.
Z chwilą przybycia na salę Konstantego Pasieki, ojca ofiary, omal nie dochodzi do incydentu. Pasieka rzuca się gwałtownie w stronę Ceglarka, chcąc go widocznie uderzyć, lecz napomnienie ze strony przewodniczącego przywołuje go do porządku. Znękany przeżyciami ojciec wśród szlochu zaczyna zeznawać. Szloch starca wywołuje ogólne poruszenie wśród sędziów, policji i licznie reprezentowanych dziennikarzy. Oskarżony i jego żona zachowują kamienny spokój.
Po zeznaniu świadków i eksperta dr Zawadzkiego, który stwierdził, iż Pasiekówna zmarła wskutek zmiażdżenia czaszki, nie odzyskawszy przytomności, zabiera głos prokurator Nowotny. W swoim przemówieniu domaga się najwyższej kary -15 lat więzienia.
Po przemówieniu obrońcy sąd udaje się na naradę, po czym wydaje wyrok: 15 lat więzienia. Ceglarek w ostatnim słowie prosi o uniewinnienie i uporczywie zapiera się swego czynu, lub też – jeśli ma nastąpić zasądzenie – to prosi o karę śmierci. Po ogłoszeniu wyroku oskarżony się załamuje i płacze. W motywach wyroku sąd podkreśla niebywałą perfidię zbrodniarza i jego twarde sumienie oraz kamienne serce, za co też wyznacza mu najwyższą karę.
Gdy Ceglarek zostaje wyprowadzony na korytarz, rzuca się na niego ojciec ofiary i uderza go w twarz. Licznie zgromadzona publiczność chce zbrodniarza zlinczować i tylko postawa policji chroni go od samosądu tłumu.
Załączniki: |
Komentarz: Wiktor Ceglarek
ceg2.jpg [ 315.72 KiB | Przeglądany 19611 razy ]
|
Komentarz: Magdalena Klimowiczówna, w tle altanka na Polach Kochłowickich.
ceg1.jpg [ 493.22 KiB | Przeglądany 19611 razy ]
|
|