eda pisze:
Mam tu na myśli właściciela zabytkowej wieży wodnej w tym samym miejscu, który kosi kasę od operatorów telefonii komórkowej i czeka kiedy wieża się zawali. Szkoda, że pozwolono na taką degradację symbolu Świon.
Kedyś ponoć próbowoł.
Wieża wodna od siedmiu lat czeka na ożywienie
Tomasz Malkowski 2007-06-05, ostatnia aktualizacja 2007-06-05 20:1
Ryszard Kolibaj siedem lat temu spełnił swe marzenie i kupił prawdziwą wieżę wodną. I to nie byle jaką, bo najwyższą w całych Świętochłowicach, gdzie chciał stworzyć centrum kulturalne. Na razie nic nie może jednak zrobić, bo teren wokół zabytku nie należy do niego.
Świętochłowice do niedawna szczyciły się siedmioma wieżami wodnymi, dzięki którym w kranach płynęła woda. Wraz z unowocześnieniem wodociągów malownicze wieże zaczęły znikać z pejzażu miasta. Stuletnia wieża, którą kupił Kolibaj, jest ostatnią w mieście. Zaprojektował ją inżynier R. Lummert, ówczesny dyrektor wałbrzyskich wodociągów.
Na samym szczycie wieży zachował się unikatowy, stalowy zbiornik wodny systemu Klöne, od spodu wyglądający jak olbrzymia kula. Wnętrze wieży pod zbiornikiem to wysoka na kilkadziesiąt metrów pusta przestrzeń, jedynie wzdłuż ścian biegną spiralne schody, a w środku ciągną się nitki rur. Na łańcuchach wisi jeszcze winda, dzięki której pracownicy sprawdzali szczelność rur na całej wysokości wieży.
Kolibaj, katowicki przedsiębiorca, chciał zachować wszystkie urządzenia, a środek wieży zapełnić antresolami. Powstałaby tu kawiarnia z galerią w industrialnym klimacie. Na szczycie pod kopulastym dachem, zwieńczonym miedzianą latarnią niczym w barokowym kościele, byłby jedyny w okolicy punkt widokowy.
Zapał właściciela od lat studzą kłopoty z terenem wokół wieży. - Bez większej działki nie mogę zrobić dojazdu, parkingu, wybudować pawilonu gastronomicznego ani ogrodu z tarasami. O kupno terenu walczę już od siedmiu lat. Nie mogę też rozpocząć remontu, bo nie mam miejsca na dojazd sprzętu - mówi Kolibaj. Dlatego na razie wieżę udostępnił telefonii komórkowej, która umieściła na niej nadajniki. Nieczynna od lat 60. wieża jest w coraz gorszym stanie, z dachu zleciały już prawie wszystkie dachówki.
- Staram się o wykup działki od miasta, któremu podlega ten majątek. Nawet wojewoda wyraził zgodę na jej sprzedaż - mówi przedsiębiorca. Do pomysłu zagospodarowania terenu udało się także przekonać wojewódzkiego konserwatora zabytków. Tyle że korespondencja ze świętochłowickim magistratem trwa od lat. Miasto wciąż nie przystąpiło do sprzedaży działki, na której piętrzą się stosy nagrobków, bo pracuje tu kamieniarz.
- Kamieniarz dzierżawił grunt od PKP. I choć okazało się, że to teren Skarbu Państwa we władaniu miasta, nadal ją bezprawnie zajmuje. Taka działalność przy efektownym zabytku to nieporozumienie. A wieża, zamiast zachwycać, straszy - ubolewa Kolibaj.
Więcej spokoju zachowują urzędnicy. - Prezydent jeszcze nie zdecydował, czy grunt zostanie sprzedany. Jeśli do tego dojdzie, odbędzie się przetarg - mówi Katarzyna Gallert, naczelniczka wydziału gospodarki nieruchomościami w świętochłowickim urzędzie.
O stan wieży martwi się Barbara Josińska, miejska konserwator zabytków. - To wspaniały zabytek. Ale dach potrzebuje natychmiastowego remontu. Wieża jest ujęta w programie rewitalizacji miasta, co może pomóc właścicielowi w zdobyciu dofinansowania z Unii Europejskiej - mówi.
Kolibaj zapewnia, że jak tylko wykupi grunty wokół, rozpocznie remont zabytku.
Źródło: Gazeta Wyborcza Katowice
--------------------------------------------------------------------------
Zadaszenie wygląda coraz gorzej.