Obóz Zgoda w Świętochłowicach

Świętochłowice-Zgoda. Dziś dzielnica spokojna, ale jej ziemia skrywa jedną z najmroczniejszych kart historii Górnego Śląska. Niewiele miejsc tak brutalnie ucieleśnia dramat losów Ślązaków w XX wieku jak teren dawnego obozu Zgoda – miejsca, które było niemieckim obozem pracy, a potem komunistycznym obozem represji. I choć jego brama wciąż stoi, pamięć o nim długo była zamknięta na głucho.

Od KL Auschwitz po MBP – dwa totalitaryzmy, ta sama ziemia

Obóz Zgoda powstał 26 maja 1943 roku jako filia niemieckiego KL Auschwitz pod nazwą Eintrachthütte. Pierwszymi więźniami byli głównie Żydzi z niemal całej Europy: od Belgii i Francji, przez Czechy, Grecję i Holandię, po Polskę, Niemcy i ZSRR. Trafiali tu zarówno z transportów do Auschwitz, jak i bezpośrednio z łapanek ulicznych oraz więzień. Komendantami byli kolejno Josef Remmele i Wilhelm Gehring, a liczba osadzonych w styczniu 1945 roku sięgała 1297 osób. Obóz był ogrodzony podwójnym drutem kolczastym pod napięciem, o łącznej długości 23,5 km, z wieżami strażniczymi i reflektorami. Siedem baraków z butwiejącymi pryczami, betonowy bunkier pełniący funkcję karceru, trupiarnia, brak jedzenia, minimalna higiena – wszystko to tworzyło systematyczny mechanizm upodlenia. Głód i przemoc wyniszczały fizycznie i psychicznie. W grudniu 1944 roku rozpoczęto likwidację obozu – część więźniów przewieziono przez Auschwitz do Mauthausen, skąd wielu nie przeżyło transportu. Kilkaset osób zmarło jeszcze przed ewakuacją. I wtedy historia tego miejsca miała się zakończyć. Ale tylko pozornie.

W lutym 1945 roku, ledwie kilka dni po wkroczeniu Armii Czerwonej, obóz Zgoda został natychmiast reaktywowany – tym razem przez komunistyczne Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego. Bez sądów, bez prokuratorskich decyzji, na podstawie donosów i podejrzeń – zamykano tu ludzi oskarżonych o kolaborację, wpisanych na volkslistę, członków niemieckich organizacji, ale także Ślązaków, którzy nikomu nie zawinili. Wystarczył donos sąsiada, zawiść o mieszkanie czy niemiecko brzmiące nazwisko. W obozie przetrzymywano też dzieci – najmłodsze miały 1,5 roku. Komendantami byli Aleksy Krupa i Salomon Morel, który od maja zarządzał obozem samodzielnie. Zgoda formalnie podlegała Centralnemu Obozowi Pracy w Jaworznie, ale w praktyce była miejscem samowolnych represji. Epidemia tyfusu, brak szczepień dla więźniów, głód, bicie pałkami, karcer z wodą sięgającą piersi, „piramidy” z ludzkich ciał, przymus wzajemnego bicia się przez osadzonych – to nie są metafory, ale codzienność Zgody w 1945 roku. W ciągu 300 dni zmarło tu co najmniej 1855 osób, choć liczby nieoficjalne wskazują nawet 2,5 tysiąca. Pogrzebano ich w ośmiu zbiorowych mogiłach. Dwa systemy, ta sama ziemia – oba zostawiły po sobie ślad, który do dziś nie został właściwie opowiedziany.

Obóz Zgoda w liczbach

Obóz Zgoda to nie metafora totalitaryzmu – to realne miejsce, w którym przemoc miała imię, twarz i skutek w postaci śmierci tysięcy ludzi. Przez niemiecki obóz Eintrachthütte w latach 1943–1945 przeszło ponad tysiąc osób – głównie Żydów z całej Europy, przetrzymywanych w nieludzkich warunkach: bez prycz, bez jedzenia, bez leczenia. W ostatnich miesiącach istnienia Niemcy ewakuowali więźniów do Auschwitz i dalej do Mauthausen, gdzie wielu zmarło w drodze. Ale to, co wydarzyło się w 1945 roku po „wyzwoleniu”, to osobny dramat – tym razem z polską administracją obozową, z Salomonem Morelem jako komendantem, i z ofiarami, które często były przypadkowymi cywilami. Skala zgonów była tak duża, że zwłoki grzebano w zbiorowych mogiłach, a braki w dokumentacji powodują, że do dziś nie znamy pełnej listy nazwisk. Obozowa trupiarnia była stałym elementem funkcjonowania Zgody. Ludzie umierali na tyfus, z głodu, z powodu tortur i samobójstw – rzucali się na druty, byle zakończyć cierpienie.

Przez dekady oficjalna narracja pomijała Zgodę milczeniem. Nawet po 1989 roku temat był „niewygodny”. Zbrodnie Morela nie doczekały się rozliczenia – mimo śledztwa IPN, Izrael odmówił jego ekstradycji. Dziś pamięć o Zgodzie wraca powoli, ale wraca jako konkret: z miejscem, nazwiskami i niepokojącym pytaniem – jak to możliwe, że ofiary jednego systemu mogły stać się ofiarami drugiego, na tej samej ziemi, w tych samych barakach?

Dane liczbowe dotyczące obozu Zgoda:

KategoriaWartość / Opis
Data powstania jako filia KL Auschwitz26 maja 1943
Liczba więźniów w styczniu 19451 297 osób
Liczba więźniów w 1945 roku (pod władzą MBP)ok. 6 000 osób
Liczba zmarłych wg rejestrów USC1 584 zarejestrowanych aktów zgonu
Liczba potwierdzona przez IPN1 855 zmarłych
Szacunki nieoficjalneok. 2 500–3 000 zmarłych
Dzieci wśród więźniównajmłodsze miały 1,5 roku
Długość trwania obozu MBP300 dni (luty–listopad 1945)
Liczba baraków więźniarskich7 drewnianych, bez sienników i koców
Liczba zbiorowych mogił8
KomendanciJosef Remmele, Wilhelm Gehring, Aleksy Krupa, Salomon Morel
Warunki sanitarnebrak środków czystości, epidemie tyfusu i czerwonki
Przykłady torturkarcer zalany wodą, bicie, głodzenie, piramidy z ludzi

Zgoda nie jest punktem w podręczniku historii – to ciało Górnego Śląska, rozcięte i nigdy naprawdę niezszyte.

Komendant Morel – kat z legitymacją

Salomon Morel był funkcjonariuszem Urzędu Bezpieczeństwa, który w lutym 1945 roku objął kierownictwo nad nowo utworzonym komunistycznym obozem pracy w Świętochłowicach-Zgodzie. Początkowo dzielił obowiązki z Aleksym Krupą, ale już od maja sprawował pełną władzę. Jego rządy przeszły do historii jako przykład sadystycznego znęcania się nad więźniami – i to nie w atmosferze wojennego chaosu, ale w pierwszych miesiącach powojennego „wyzwolenia”. Zamiast wymierzać sprawiedliwość nazistom, obóz pod jego nadzorem stał się narzędziem terroru wobec cywilów – w tym kobiet i dzieci. Morel nie ukrywał nienawiści wobec osadzonych – więźniowie wspominali, że kazał im bić się nawzajem, budować tzw. piramidy z ciał, a następnie do tych „ćwiczeń” dołączała załoga obozowa, używając kijów, kolb i metalowych prętów. Karcer zalany po pierś wodą, bicie bez powodu, głodzenie, odmawianie prawa do paczek – to nie były wyjątki, lecz codzienność pod jego zarządem. Tysiące ludzi traciło zdrowie i życie nie z wyroku sądu, ale z jego osobistego przyzwolenia.

Po wojnie Morel nie został pociągnięty do odpowiedzialności. Przez lata żył w Polsce jako zasłużony działacz UB, a gdy w latach 90. IPN rozpoczął śledztwo w sprawie zbrodni przeciwko ludzkości, uciekł do Izraela. Tam, mimo oficjalnego wniosku o ekstradycję i postawienia mu zarzutów przez polską prokuraturę w 2004 roku, nigdy nie stanął przed sądem. Izrael odmówił jego wydania, powołując się na przedawnienie przestępstw, mimo że zbrodnie przeciwko ludzkości nie ulegają przedawnieniu. Zmarł w 2007 roku, spokojnie, na emeryturze. Nie odpowiedział za żadną ze śmierci, które miały miejsce pod jego okiem. Dla wielu ofiar i ich rodzin to nie tylko brak sprawiedliwości – to druga śmierć. Bo w Polsce do dziś nie ma pomnika ofiar Salomona Morela. Za to jego nazwisko zna każdy, kto odważy się zapytać: co działo się naprawdę w Zgodzie?

Brama, która patrzy – i milczy

Jedyna zachowana materialna pozostałość po obozie Zgoda to metalowa brama – stara, zardzewiała, bez tablic informacyjnych, ukryta wśród ogródków działkowych. Niepozorna, jakby nieświadoma, że to przez nią przechodziły tysiące ludzi, z których wielu nie wróciło. Nie prowadzi dziś do niczego – ani do muzeum, ani do izby pamięci – ale wciąż stoi tam, gdzie powinna była zniknąć: jako niemy świadek dwóch systemów opresji, które na tej samej ziemi potrafiły zorganizować śmierć na przemysłową skalę. Obok niej w 2022 roku stanęła makieta dawnego obozu – pierwszy krok w kierunku utworzenia Miejsca Pamięci i Pojednania. To inicjatywa samorządu województwa, która – mimo kontrowersji wokół narracji i języka – wskrzesiła publiczną dyskusję o tym, czym była Zgoda i komu należy się pamięć.

Ale wokół tej bramy wciąż panuje cisza. Nie ma tam tłumów, nie ma oficjalnych obchodów, nikt nie zostawia zniczy. A przecież to właśnie tu dzieci były odzierane z koców, matki traciły mleko z głodu, a mężczyzn zmuszano do bicia własnych towarzyszy. To brama, którą można minąć bez zrozumienia, że to miejsce naznaczone jest tysiącami aktów przemocy, których nie rozliczono. I może właśnie dlatego powinna zostać – nie jako atrakcja turystyczna, ale jako brama do pytania, które zadać powinien sobie każdy mieszkaniec Śląska: czy wiemy, na czym stoimy? Czy zdajemy sobie sprawę, że nasza codzienność wyrasta na gruzach systemów, które miały być wyparte z pamięci? Brama Zgody nie opowiada tej historii słowami – ale wystarczy na nią spojrzeć, by poczuć, że patrzy.

Jeśli chcesz odwiedzić teren dawnego obozu, znajdziesz go przy ul. Wojska Polskiego w dzielnicy Zgoda. Nie spodziewaj się jednak wielkich tablic czy tłumów turystów. To miejsce ciche – ale to w tej ciszy słychać najwięcej.

Wątek na forum: Obóz „Zgoda”.