Okazuje się, że wcale nie jest tak łatwo załatać dziurę po Takafumim Akahoshim. W Pogoni brakuje mi obecnie zawodnika jego pokroju, który potrafiłby należycie „podzielić” piłki kolegom – mówi Andrzej Miązek, który w barwach „Portowców” rozegrał w ekstraklasie ponad ćwierć tysiąca spotkań. – Jeśli chodzi o dalszą część sezonu w wykonaniu szczecinian, to i tak jestem jednak optymistą – dodaje legenda klubu ze stolicy Pomorza Zachodniego.
Za nami już ponad jedna trzecia sezonu zasadniczego ekstraklasy. Jakie wrażenia?
Ostatnie spotkanie przed przerwą na mecze reprezentacyjne Pogoń zagrała bardzo fajnie. Ale wcześniej momentami nie było zbyt ciekawie. W prasie pojawiały się już przecież nawet opinie, że posada Darka Wdowczyka wisi na włosku. Odpowiednie osoby w klubie wytrzymały jednak ciśnienie i teraz nie powinno być źle, bo Darek do spółki z Maćkiem Stolarczykiem poukładali w końcu te klocki. Jestem przekonany, że chłopaki jeszcze się rozkręcą i zdobędą przed zimą sporo cennych punktów.
Po sześciu meczach bez wygranej przed przerwą na mecze reprezentacji Pogoń jakby wróciła na właściwe tory. Nie boi się pan, że ta przymusowa pauza znowu wybije trochę z rytmu podopiecznych Dariusza Wdowczyka?
Nie obawiam się tego ani trochę. Po pierwsze, chłopaki w miniony weekend zagrali sparing z Lechem Poznań, więc są w rytmie meczowym. Po drugie, kilka dni więcej spokojnego treningu na tym etapie sezonu może im wyjść tylko na dobre. Na pewno nie można odmówić chłopakom charakteru – w każdym meczu mocno starają się i walczą. Nie zawsze im jednak wychodzi i teraz był czas, żeby spróbować coś zrobić z najpoważniejszymi mankamentami.
Balansowanie nad i pod kreską, dzielącą ligę na grupę mistrzowską i spadkową – to właśnie czeka Pogoń do samego końca fazy zasadniczej?
Mam nadzieję, że mimo wszystko Pogoń oszczędzi swoim kibicom nerwów i w miarę wcześnie zapewni sobie miejsce w czołowej ósemce po fazie zasadniczej. Walka o utrzymanie byłaby prawdziwą tragedią. Moim zdaniem ten zespół spokojnie stać na lokatę w górnej połówce tabeli. Uważam, że szóste miejsce na koniec rozgrywek byłoby czymś ekstra. Nawiasem mówiąc, po ostatniej reformie nasza liga zrobiła się dużo ciekawsza. Wszyscy chcą się załapać do ósemki, dzięki czemu mecze są bardziej interesujące.
Poprzedni sezon Pogoń zakończyła na siódmym miejscu, choć w pewnym momencie miała nawet realną szansę na grę w europejskich pucharach. Widzi pan jakiś krok do przodu zrobiony przez zespół od tamtego czasu?
No tak, najpierw była radość związana z miejscem w grupie mistrzowskiej, ale później coś zaczęło szwankować i o puchary na koniec grali już inni. Dlatego teraz też wstrzymajmy się z ocenami chociaż do końca rundy. Zostało jeszcze osiem kolejek do rozegrania i wszystko może się zdarzyć. Weźmy przykład takiego Górnika Zabrze, który kadrowo nie prezentuje się wcale dużo lepiej od Pogoni, a w tej chwili przewodzi ligowej stawce…
Co najbardziej szwankuje obecnie w grze „Portowców”?
Brakuje mi płynności gry w środku pola. Niby wszystko jest dobrze, ale mało piłek jest dogrywanych do napastników. Wydaje mi się, że w tej chwili nie ma w Pogoni takiego reżysera gry, który pokierowałby od początku do końca drugą linią.
A do kogo można mieć najmniej zastrzeżeń?
Dobrze, równo gra Maciek Dąbrowski. Coraz lepiej poczyna sobie Łukasz Zwoliński. Szkoda, że ostatnio nie wykorzystał rzutu karnego, bo miałby na swoim koncie pierwszego w historii hat-tricka w ekstraklasie. Po zamieszaniu z niedoszłym transferem do Chin do wysokiej formy wraca też Marcin Robak, który według mnie znowu będzie się liczył w walce o tytuł króla strzelców ligi.
W najbliższej kolejce Pogoń zagra na wyjeździe z Jagiellonią Białystok. Według firmy bukmacherskiej Fortuna, dość wyraźnym faworytem tego meczu są zawodnicy „Jagi”. A jaki pan obstawia wynik tego spotkania?
Pogoń da sobie radę na Podlasiu. Musi tylko wyłączyć z gry Mateusza Piątkowskiego, który imponuje skutecznością w tym sezonie. Jeśli chłopaki w obronie sobie z nim poradzą, jestem spokojny o to, że wywiozą z Białegostoku co najmniej punkt.
Mecze Pogoni średnio ogląda w tym sezonie po siedem tysięcy widzów. Jak na miasto, w którym żyje ponad 400 tysięcy mieszkańców, ten wynik raczej nie powala… Wszystkiemu winien brak nowoczesnego stadionu?
Z pewnością jest to jedna z głównych przyczyn takiego stanu rzeczy. Żeby była jasność, nikt nie domaga się w Szczecinie jakiegoś giganta. W zupełności wystarczyłby ładny, funkcjonalny obiekt na około 15 tysięcy widzów. Drugą kwestią, która determinuje liczbę osób na trybunach, jest – rzecz jasna – postawa samego zespołu. Początek sezonu nie był zbyt udany, ale teraz z każdym meczem wygląda to wszystko już coraz lepiej i sądzę, że w ślad za tym wzrośnie też i frekwencja. Niewątpliwie więcej ludzi przychodziłoby także wówczas, gdyby w zespole więcej było zawodników z regionu – tak jak to miało miejsce kiedyś. Na tej zasadzie trafiłem do klubu ja, Marek Leśniak i wielu innych chłopaków. Niecierpliwie czekam, aż miejscowi znów zaczną odgrywać wiodące role w drużynie. Niestety, lata gry „Portowców” w niższych ligach spowodowały jednak, że część talentów przeniosła się w inne regiony kraju i jest jak jest.
W październiku Pogoń czeka jeszcze między innymi mecz w Pucharze Polski z Legią. Czy tak jak Górnikowi przed rokiem, tym razem „Portowcom” uda się wykorzystać zaangażowanie mistrzów kraju w rozgrywkach Ligi Europy?
Myślę, że tak. Zwłaszcza że Legia na krajowym podwórku na razie nie gra nic nadzwyczajnego. Mecze z legionistami zawsze są czymś szczególnym dla Pogoni i wierzę, że chłopaki poradzą sobie w konfrontacji z piłkarzami Henninga Berga.